Pogoda

Zegar

Kalendarz

Dzisiaj jest: 5 Czerwiec 2025    |    Imieniny obchodzą: Kira, Bonifacy, Waleria

Cytat dnia

Budząc się rano, pomyśl, jaki to wspaniały skarb żyć, oddychać i móc się radować.

- Nazywali nas frajerami, a teraz sami u nas roboty szukają - mówią górnicy z prywatnej kopalni Silesia.
Czechowice-Dziedzice to małe miasteczko w pobliżu Bielska-Białej. 35 tys. mieszkańców. O tym, że to województwo śląskie, przypomina kopalnia. Silesia ma ponad sto lat, otoczona kolonią familoków.
Krzysztof Teliga przyjeżdża do Czechowic na początku lat 90. z Kujaw, tam trudno o dobrą robotę. Najpierw zahacza się w firmie, która rozwozi żywność, a na kopalnię dostarcza pieczywo. W 1991 r. ma 26 lat i chce zostać górnikiem w Silesii. Liczy na lepszy zarobek. Ale nie pcha się na dół, pracuje na powierzchni przy przeróbce węgla. - Po coś tam szedł? Kopalnię wkrótce zamkną - pytają znajomi. Krzysztof w żadne zamknięcie nie wierzy. Od kolegów z dołu słyszy, że węgla jest mnóstwo.

Staszek Staszczyk od 1989 r. na kopalni Czeczott w Woli. Ze swojego Kaniowa ma parę kilometrów do Czechowic, ale wybiera nową kopalnię, zbudowaną jeszcze w latach 70. Pracują tam tysiące ludzi, a on wydobywa węgiel ze ściany.
Jacek Kumorek górnikiem zostaje w tym samym roku co Staszek, zaraz po szkole górniczej. Mieszka w Bystrej pod Bielskiem, do Silesii ma 25 kilometrów. Do pracy wozi go kopalniany autobus. Jego oddział drąży pod ziemią chodniki.
Lepszy garnitur niż strajk
Od 2000 r. na Silesii coraz głośniej mówi się o tym, że kopalnia zostanie zamknięta. Trzy lata później to już pewnik. Na masówkach w cechowni związkowcy wołają: - Nasz właściciel, Kompania Węglowa, mówi, że jesteśmy do wycięcia! Przechodzimy w stan likwidacji, włączą nas do Spółki Restrukturyzacji Kopalń!
Krzysztof nie rozumie, o co chodzi. Przecież pod ziemią są złoża węgla. Ale inni nie chcą czekać.
Jacek ma dość niepewności. Dobija go myśl o tym, co z nim będzie, jak zamkną Silesię. Kopalnia pomaga podjąć decyzję. Likwiduje przewozy pracowników, a Jacek nie ma samochodu. Znajomy proponuje mu pracę w centrum handlowym w Bielsku-Białej, w ekskluzywnym salonie z łazienkami. Jacek szybko awansuje, zostaje kierownikiem. Nie pamięta już, jak wygląda robocze ubranie. Teraz codziennie wkłada garnitur. Firma wysyła na szkolenia, nawet za granicę. Zarabia dużo więcej niż w kopalni. Czyta, że na Silesii wybucha strajk. Dwustu górników dopiero po dziewięciu dniach spędzonych pod ziemią decyduje się wyjechać na powierzchnię. Kompania Węglowa obiecuje, że Silesia nie zostanie zlikwidowana przez najbliższe trzy lata.
Związkowcy organizują w kopalni referendum. Pytają górników, czy zgodzą się na prywatyzację zakładu. Krzysztof dopytuje, o co chodzi. - Kompania nas nie chce, ale może komuś innemu nasz węgiel się przyda?! Jakby się znalazł inwestor, ktoś, kto dałby się przekonać, że się opłaca, żadnej likwidacji nie będzie, pracować dalej będziemy - mówią związkowcy. Krzysztof już przekonany. Opowiada znajomym spoza kopalni, że nie wszystko jeszcze stracone.
- Bracie, zamiast państwowo u prywaciarza chcesz robić? Frajer jesteś - stukają się w głowę znajomi.
W 2005 r. Kompania Węglowa decyduje o połączeniu Silesii z kopalnią Brzeszcze. Obydwa zakłady są od siebie oddalone o 25 kilometrów. Kompania tłumaczy, że silniejsze Brzeszcze nie pozwolą utonąć mniejszej Silesii.
Dyżury przy kombajnie
Ale z planu Kompanii nic nie wychodzi. Górnicy z Czechowic-Dziedzic znowu słyszą, że trzeba dopłacać do każdej wydobytej przez nich tony węgla. W 2006 r. protestują po raz kolejny, bo Silesia ma przejść w stan uśpienia. Trzeba przerwać wszelkie roboty. Koniec z przygotowywaniem ścian do wydobycia, z kopalni mają zostać zabrane kombajny chodnikowe. Jeden z nich już stoi na powierzchni.
- Kombajnu nie oddamy! - zapowiadają górnicy. Rozpisują dyżury i pilnują maszyny. Nikt obcy nie może jej nawet dotknąć. Krzysztof też dyżuruje przy kombajnie. Maszyna zostaje obroniona.
Górnicy pilnują też bramy. Jest zdezelowana, żadna przeszkoda dla złomiarzy, którzy już zaczynają wchodzić po łupy na teren kopalni.
- Co robimy dalej? - pada pytanie w cechowni na kolejnej masówce. - Albo bierzemy sprawy w swoje ręce, albo pozamiatane! - mówią górnicy.
Pracownicy wiedzą, że Kompania Węglowa zaczęła szukać dla Silesii prywatnego inwestora. Ale kto nim będzie? Kto zechce przejąć nierentowny zakład? - Ci na górze tylko gadają, guzik robią! - denerwują się związkowcy. I szykują kolejne referendum. Tym razem pytają górników, czy mogą sami poszukać inwestora dla kopalni. Większość jest za.
Na spotkania z górnikami związkowcy zapraszają adwokata. - Zakładamy własną spółkę. Będziemy się nazywać Przedsiębiorstwo Górnicze Silesia. Potrzebny nam kapitał, każdy może sobie kupić udziały, ale przymusu nie ma. Jak ktoś chce dalej pracować, a nie ma pieniędzy, niech się nie martwi - zapewniają związkowcy.
Silesia przynosi 100 mln zł strat rocznie, ale górnicy na to nie zważają. Wykupują udziały. Krzysztof decyduje się na jeden udział za 50 zł. - Będę miał może za to mały kawałek taśmociągu - żartuje. Koledzy też się śmieją, ale kupują. Najczęściej po trzy, cztery. Rzadko kto kilkanaście.
Związkowcy liczą pieniądze: mają 70 tys. zł. Silesia na zewnątrz wygląda jak ruina, odstraszają budynki od lat nieremontowane.
- Szaleńcy, nikt nas nie kupi! Zresztą u prywaciarza też robić nie będziemy! - zapowiada część załogi i odchodzi. Ale to tylko 35 osób. Za kopalnią murem stoi 738 ludzi. Oni zakładają spółkę. Pieniądze z zebranych 70 tys. kapitału wydają na przygotowanie biznesplanu i wynajęcie firmy, która pomoże im znaleźć inwestora.
Bez czternastek ale z flapsem
Po ośmiu latach salon z łazienkami, w którym pracuje Jacek, przechodzi kryzys. Coraz mniej ludzi kupuje ekskluzywne wyposażenie i drogie kafelki. Coraz trudniej opłacić czynsz w centrum handlowym. Centrala firmy likwiduje sklep w Bielsku-Białej. Jacek zostaje bez pracy.
Staszek po dziesięciu latach odchodzi z Czeczotta, przyjmuje pracę spawacza u znajomego w Kaniowie. Sześć lat później jego kopalnia zostanie zamknięta.
Górnicy szukają inwestora. Kilku jest nawet zainteresowanych, ale z interesu nic nie wychodzi. Kolejna firma, która chce rozmawiać z delegacją związkowców, to czeski holding energetyczny EPH. Krzysztof nie wierzy w znalezienie inwestora i czuje ogarniające go zwątpienie.
Związkowcy wierzą. Informacji o czeskiej firmie szukają informacji w internecie, wynajmują profesjonalną wywiadownię. Przystępują do negocjacji.
- Mamy ustalone warunki! - słyszy Krzysztof na kolejnej masówce. Związkowcy informują: Czesi kupią kopalnię, ale my też musimy iść na ustępstwa. Jak kopalnia będzie gotowa do fedrunku, trzeba będzie pracować w soboty, niedziele. Wydobycie 24 godziny na dobę. Nie ma mowy o żadnych czternastkach! Zostaje "barbórka" i flapsy (kartki na posiłki regeneracyjne).
- Zgadzamy się - potwierdza umowę tłum w cechowni.
W grudniu 2010 r. w ambasadzie Czech w Warszawie podpisane zostają dokumenty. Krzysztofa, który wciąż pracuje przy przeróbce węgla, odwiedza kilku Czechów z tłumaczem. - Do czego to służy? - pytają, pokazując na różne urządzenia. Krzysztof słyszy, że większość z maszyn to zabytki. Czesi robią zdjęcia. - Wszystko tu trzeba będzie wymienić - mówią.
W kopalni górnicza spółka ma promil udziałów. Udziałowcy górnicy żadnego wpływu na działalność zakładu nie mają. Nie kierują, nie podejmują decyzji. Ale mają pracę.
Wynajęty bus i naprawa
Przez cały 2011 rok kopalnia nie fedruje. Górnicy sami pracują przy remontach. Czesi montują nowy sprzęt. Krzysztof uczy się pracy przy nowych maszynach.
Po kilku latach pracy z Hiszpanii wraca brat Jacka. Przyjmują go do Silesii. - Kopalnia staje na nogi. Widać, że się rozwija. Może jednak byś wrócił? - przekonuje Jacka.
Wracać na stare śmieci? Znowu pod ziemię? Jacek nie bardzo chce, ale na stole rośnie stos rachunków. Dzwoni do kopalni i umawia się na rozmowę kwalifikacyjną. Nie był tam od 2003 roku. Wszystko się zmieniło. Biurowiec i brama do zakładu to ruina, ale podpisuje umowę. Znowu będzie drążył chodniki. Przez rok dojeżdża do pracy własnym samochodem. Drogo wychodzi. - Może byśmy razem busa wynajęli? - pyta kolega z sąsiedniej miejscowości. Skrzykują grupę pracowników, dzielą się kosztami. - Jak za starych czasów, tyle że to już nie kopalnia dała - myśli Jacek.
Pierwszy węgiel ze sprywatyzowanej Silesii wyjeżdża na powierzchnię w maju 2012 r. Załoga fetuje. Wiedzą, że od tego węgla zależy ich wypłata. Życie.
Krzysztof dobrze sobie radzi z nowymi urządzeniami. W kopalni każdy odpowiada za swoje stanowisko. Kiedyś jak się coś zepsuło, Krzysztof dzwonił po majstrów. Teraz majstrów nie ma i naprawiać musi sam.
- Silesia znowu fedruje! Znów przyjmują na Silesii! - ludzie w okolicznych miejscowościach o niczym innym nie mówią. Wieści docierają do Staszka, który wciąż jest spawaczem. Pieniądze są, jak są zlecenia. Ratuje ich pensja żony, która pracuje w aptece. Staszek nie zastanawia się. Tęskni do stałych godzin pracy i pewnej wypłaty. Wraca na Silesię. Przed bramą spotyka kilku starych kumpli z Czeczotta. Cieszy się na widok znajomych twarzy. Odkrywają, że Silesia jest inna od ich poprzedniej kopalni. Starsza, ma węższe szyby i ciasne chodniki. Ale wszędzie nowe maszyny i na każdym kroku czujniki metanu. W Czeczocie ich nie było. Dozór mówił, że kopalnia nie jest metanowa.
Każdy górnik ze stawką
Jacek widzi zmiany. Firma kupuje dwa gotowe kompleksy ścianowe: kombajn i wszystkie potrzebne urządzenia. Z czasem remontowana jest brama i budynek dyrekcji. Dużo mniej w nim biur.
To już inna kopalnia. I inna praca. Oddział Jacka ma miesięczny plan do wykonania - ile metrów chodnika wydrążyć. Jak zrobią więcej, jest premia. Jak mniej, o dodatkowych pieniądzach można pomarzyć.
- Mówiliśmy, że warunki geologiczne były trudne, ale to nikogo nie interesuje. Ma być zrobione i już! - Jacek musi się tłumaczyć przed żoną. Ale górnik nawet bez premii nie narzeka na wypłatę. Ile zarabia? - Lepiej głośno nie mówić. Każdy ma własną stawkę ustaloną - wyjaśnia.
Krzysztof dostaje 3 tys. zł na rękę, od czasu do czasu premię. I jak każdy górnik flapsa, czyli bon na posiłek regeneracyjny - 13,4 zł za każdą przerobioną dniówkę. Krzysztof z flapsów nie korzysta. Zbiera bony i raz w miesiącu żona robi większe zakupy. Głównie mięso, bo drogie. W pierwszą Barbórkę górnicy dostają dodatkową pensję.
Koledzy Staszka z kopalni Brzeszcze ciekawi. - Ej, Staszek, a ile ty u prywaciarza na Silesii zarobisz? - pytają. Staszek wyjaśnia, że początkujący górnik bez doświadczenia dostaje 2 tys. zł na rękę, a najlepiej opłacani wyciągają nawet 5,5 tys. zł. Mało kto wierzy, ale do czasu, bo ci z Brzeszcz coraz częściej zaczynają pytać o robotę w Silesii.
Staszkowi nie przeszkadza praca w niedziele. Najbardziej nie lubi wczesnego wstawania i szychty na szóstą rano. Woli pozostałe: w południe, na 18 albo o północy.
Bez rozmów nic nie będzie
W Silesii działają cztery związki zawodowe. Szefem "Solidarności" jest Dariusz Dudek. O kopalni mówi: To moje dziecko.
Jest jednym z liderów, którzy zakładali spółkę i szukali inwestora. Sam kupił 6 udziałów po 50 zł. Ile razy słyszał, że z kopalni już nic nie będzie? - Najbardziej utkwiły mi w pamięci słowa jednego z prezesów Kompanii. "Słuchaj, nie ma co ukrywać, Silesia nie ma przyszłości. Generuje tylko straty. To już koniec. Idź, przygotuj ludzi". Prezes przyjechał do nas i przekonywał, że ma rację. Gdybyśmy mu uwierzyli, byłoby po nas. Jak zakładaliśmy spółkę, też niektórzy nas po ramieniu klepali. A jak się odwracali, to pukali się w czoło: wariaci, debile - wspomina.
Silesia zatrudnia dzisiaj 1700 osób. Kiedyś za biurkami siedziało 130 osób, dzisiaj tylko 75. Górnicy wydobywają 11-12 tys. ton węgla dziennie.
W Kompanii Węglowej inaczej. Tylko centrala spółki zatrudnia około 800 osób, w tym 28 dyrektorów. W kopalniach też po staremu. Pokój w Rudzie Śląskiej wydobywa 5,5 tys. ton węgla dziennie, a zatrudnia 2099 osób, w tym 1569 pod ziemią. Marcel w Radlinie zatrudnia 3168 pracowników (2507 pod ziemią) przy dobowym wydobyciu 11 000 ton. W kopalni Sośnica-Makoszowy, która też miała być zlikwidowana, pracuje 5021 osób, w tym 3881 pod ziemią. Każdej doby kopalnia daje 14,3 tys. ton węgla.
- W Silesii zmienił się schemat organizacji pracy. Nie tylko w administracji, także na dole. Nie podlegamy już idiotycznym przetargom, nie kupujemy tylko tego co najtańsze, ale wiadomo, że za chwilę się zepsuje, nie sprawdzi - mówi Dudek.
Ale zastrzega, że nie jest różowo. - Kryzys w branży też nas poobijał. Jak kupowali nas Czesi, za tonę węgla płacono 150 dolarów. Dzisiaj tylko 60. Na żadne dotacje liczyć nie możemy, państwo nie da nam złotówki. To też presja, z którą trzeba się mierzyć każdego dnia - zaznacza związkowiec.
Małgorzata Bajer, rzeczniczka kopalni, przypomina, że w ciągu czterech lat koncern EPH zainwestował w Silesię ponad miliard złotych. - Celem zakładu jest prowadzenie wydobycia z dwóch ścian jednocześnie. Trwają prace przygotowawcze. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, zaczynamy już w lutym.
Tomas Novotny z EPH w jednym z wywiadów dla "Gazety Wyborczej" powiedział, że jeśli zła sytuacja w górnictwie będzie się utrzymywała, firma będzie musiała wrócić do rozmów ze związkowcami. Być może trzeba będzie ciąć wynagrodzenia, zmniejszać inwestycje i zatrudnienie.
- Nie wyobrażam sobie obniżenia kosztów pracy. Poszliśmy na duże ustępstwa. Ale my z szefostwem cały czas rozmawiamy - uspokaja Dudek.
Kto umierał za Silesię?
Na kopalni każdy górnik należy do jakiegoś z czterech związków. - Do związków mamy zaufanie. Nasi ludzie pokazali, że nie tylko krzyczeć na ulicach potrafią. Ale myśleć, jak inaczej walczyć o pracę. Oni nie tylko pomyśleli, ale i zrobili - chwalą dziś górnicy. Sam Dudek wspomina, że koledzy związkowcy z innych kopalń się na niego za to wszystko obrazili. - Trudno, przeżyję - śmieje się związkowiec.
Firma przy zatrudnieniu daje pierwszeństwo członkom rodzin pracujących już górników. Gwarantuje to zapis z umowy społecznej z prywatnym inwestorem. W zeszłym roku Silesia szukała już wysoko wykwalifikowanych specjalistów, takich jak kombajniści, górnicy rabunkarze czy górnicy sekcyjni.
Polscy górnicy na co dzień nie pamiętają, że są zatrudnieni przez czeski koncern. Ludzie z dozoru to swoi Polacy. Czesi to tylko kilka osób z kadry zarządzającej. Żeby sprawdzić, co dzieje się w kopalni, nie muszą zjeżdżać pod ziemię. Wystarczy, że zalogują się do systemu i wszystko widzą na swoim komputerze. Dzięki kamerom i czujnikom widać np., że stoi kombajn, jaka jest temperatura w jego łożysku.
Czesi wiedzieli, czemu warto inwestować w przeróbkę. Z ziemi wyciąga się urobek - węgiel zmieszany z kamieniem. Trzeba go odsiać. Im bardziej nowoczesny zakład przeróbki, tym lepszy jakościowo węgiel kupują klienci. Silesia to jedyna kopalnia w Polsce, która ma hydrocyklony - specjalne wirówki, dzięki którym można oferować węgiel takiej jakości, jakiej kto sobie zażyczy.
Ze sprzedaży węgla żyją nie tylko pracownicy Silesii. Dzięki zakładowi okoliczne osiedla nie zmieniły się w slumsy. Wciąż można robić zakupy w okolicznych sklepikach, posiedzieć w górniczych barach na piwie.
Górnicy z uwagą obserwowali ostatnie kopalniane protesty. Czy dawnych kolegów z innych kopalń Kompanii wspierają? - My strajkować nie możemy. Ale wywiesiliśmy transparent ze słowami poparcia. W końcu jesteśmy związkowcami - mówi Dudek.
- Wspierać górników z innych kopalń? No niby wspieramy. Żal ludzi, nikt nie życzy, by pracę stracili. Ale czy ktoś kiedyś za Silesię strajkował? Czy ktoś umierał za nasz zakład? Jak nas chcieli zamknąć, to wszyscy w dupie nas mieli - przyznają górnicy.
Cały tekst: http://katowice.gazeta.pl/katowice/1,35063,17458104,Gornicy_z_kopalni_Silesia_fedruja_u_prywaciarza__Przywileje.html#ixzz3SZ9BFMed

Nasi partnerzy:    Partner 1      Partner 1      Partner 1       Partner 1

Joomla Templates - by Joomlage.com